środa, 13 stycznia 2016

Nau(cz)ka

Zachciało się człowiekowi uczyć... czyli zgorzknienie rosnące wprost proporcjonalnie do czasu pozostawania na bezrobociu.

Chwile po przebudzeniu. To uczucie piasku zgromadzonego pod powiekami. Która to godzina? Wczesna? Raczej nie. Przez zasunięte żaluzje przebijają się żółtawe smugi światła, a przez niedomknięte okna wdziera się poranny oddech miasta. Zapach przetrawionego alkoholu, spalin i popiołu z dna grilla. Witamy w Krakau. Krakau, krakał i wykrakał. Wstać, czy jeszcze nie? Szybki przegląd kondycji psychofizycznej. Jestem. Oddycham. Nie skończyłem ze sobą. Nie widzę butelek naokoło. Zatem alkoholu nie było. Tylko deprywacja snu. Tańsza. Zdrowsza. Trzeba się zerwać, ale ciało jeszcze walczy ze sobą. Pozostać pod ciepłą jeszcze kołdrą. Zaszytym niczym w łonie matki. Nie! Nie dziś. Zrzucam z siebie ciężar puchu i wlekę się pod prysznic. To ma szansę pomóc. Zanim spłynie ciepła woda będzie już po sprawie. Szybki przegląd w lustrze i można się zbierać. Kawa? Chyba tak. Papieros? Jeszcze nie. Jak nałogowo nie palisz to trzeba wyczekać do momentu usprawiedliwienia. Wiecie, ten czas, w którym wydaje wam się, że za moment szlag was trafi. Tak, tak... na pewno wiecie. Ostatnio zdarza mi się to coraz rzadziej. Gdy bezowocnie poszukujesz stałej pracy to masz mało powodów do wkurwienia. Zostają tylko powody do stresu i użalania się nad sobą. Te ostatnie jednak jedynie tuż przed zaśnięciem. Stąd opatentowana metoda zajmowania się czymkolwiek w nocy aż poczujesz, że za moment padniesz na pysk. Wtedy masz pewność, że nie będziesz myślał. Myślenie. Chyba najgorszy wróg w tym kraju - szczególnie jeśli Ci nie idzie. Gdy czujesz się jak zgrana talia kart, z której poznikała połowa atutów, a ty wciąż jak głupi liczysz na dobre rozdanie. Śniadanie? Żołądek zaprotestował przed wprowadzeniem do organizmu porcji kawy. Aha. Warto to rozważyć. W końcu do autobusu jeszcze 40 minut. Nawet w porannym szczycie zdążysz się dowlec  na przystanek. Przy odrobinie szczęścia złapiesz przesiadkę w sąsiednim mieście, potem kolejną w następnym powiecie, a następnie sterroryzujesz busiarza aby wysadził Ciebie pośrodku niczego. Niczego? Wszystkiego. Jedna z tych osad, rozrzuconych bezładnie na dnie Doliny. Nad brzegami nieistniejących już koryt Mateczki Wisły. Na wyspach istniejących już tylko we wspomnieniach obumierających wierzb. Tak. Praca. Jedyna możliwość aby odetchnąć świeżym powietrzem. Stąd papierosy. Jeżeli chcesz uniknąć bólu głowy po wyjeździe z miejsca urodzin Smoga Wawelskiego trzeba uciekać się do pomocy akcesoriów. Szafa. Tak, znoszone rzeczy, umazane gliną, wypaskudzone osadem pozostawionym przez macki łozowych gałęzi, cuchnące znojem. Przy odrobinie szczęścia kierowca nie powoła się na możliwość nie wpuszczenia osoby budzącej powszechną odrazę. Nie, tak źle jeszcze nie jest. Przynajmniej w tę stronę. Podróż. Tak. Prosta nić krajowej Czwórki. I autobus starszy niż ja. Poszczęściło się. Dalej będzie tylko gorzej. Od mercedesa, który do lat 90tych woził pomidory w Brandenburgii po autosana z odzysku, który w swojej historii zaliczył wszystkie PKSy między Olsztynem, a Kłodzkiem. W końcu, u celu. Ante portas. Już tylko kilometr spaceru. O ile poziom wody znów nie wzrósł. O ile rzeka nie rozparła się wygodnie w fotelu swojego koryta. Nie, nie dziś. Jeszcze tylko wspinaczka na wał i ukłon w stronę gospodarza cichcem wywożącego drewno z międzywala. Tak, już tu. Przestrzeń wypełniona martwymi, gnijącymi liśćmi, plątaniną jeżyn, chmielu, do kolan zasypana śmieciem. Wszystkim tym co spółka gminna wywiozła oszczędzając na składowaniu. Tym wszystkim co rzeka przy ostatniej wyżówce zgarnęła z terenów powyżej. Butelki, buteleczki, szkło, plastik, zabawki, worki po nawozach, opakowania po środkach ochrony roślin - wszystko to, co jeszcze kilka lat temu lądowałoby w mogielniku. Teraz ląduje nad rzeką. Smacznego Warszawo. Pij wodę. Teraz w dół, w martwe koryto. Między topole, między wierzby. Krok po kroku. 1. 2. 3... 235... 512. Drzewo za drzewem. Farba zielona, zostaje. Opis na kartce papieru. Mark. Farba czerwona, żegnaj. Opis, Mark. 

9 lat doświadczenia, 11 lat studiów biologicznych, kilkanaście publikacji, przyzwoity Impact Factor... a ty leź przez śmietnisko i maluj szlaczki na drzewach... witamy w Polsce.

Chociaż bywało już gorzej. Rok temu człowiek pracował na budowie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz